wtorek, 2 lutego 2016

DTN: POŻĄDAM ZIELONEGO : )

I wcale nie mam na myśli banknotu zza Wielkiej Wody. Zwyczajnie zieleniny mnie się chce. O tej porze roku za zielonkami aż mnie wykręca. Mój cały organizm domaga się chlorofilu, pragnie, pożąda i żąda.  Niby można kupić jakieś sałaty i ogórki nawet, ale aż nie chce się zastanawiać, co w nich może być...
Sytuację ratuje mrożona natka, bo koper wykończyłam już dawno. Z zieleniny "żywej" - szczypiorek. Wykorzystałam resztki dymki ubiegłorocznej - i tak do wiosny "nie doczeka"- to chociaż trochę szczypiorku do jajecznicy jest. Wsadzam też do ziemi górne końcówki od pietruszki i mam dodatkową, świeżą natkę. Ale wszystko to mało, mało... Dosiałam więc do cebulki i pietruchy (jestem posiadaczką piętrowej donicy) - sałatę liściastą - właśnie wschodzi :-)). Ale nadal mało... 
I natchnęło mnie... Popędziłam na strych, wśród rupieci różnistych wygrzebałam kiełkownicę, posiałam i ... pasę się :-)

 Na zdjęciach kiełki dwu- lub trzydniowe (od góry: len, rzodkiewka, rzeżucha). Trochę niemrawe, bo nie miałam miejsca na parapecie i stały z daleka od okna. 
Nasiona rzodkiewki kosztowały 90 gr,
rzeżuchy 60 gr, a len nie wiem ile, bo kupuję go na kilogramy w sklepie ze zdrową żywnością i nie pamiętam ceny. Z wysianych nasionek najmniej ekonomicznie wychodzi rzodkiewka, bo 
 "poszła" cała paczuszka, rzeżuchy wysiałam ok. 1/3 opakowania.
 

Po przeniesieniu ich bliżej światła, po kolejnych trzech dniach wyglądały tak (tym razem len wylądował na końcu):

 Te łyse placki na tackach to wyziarte kiełki :-).
W całym przedsięwzięciu najdrożej wychodzi kiełkownica. Zakup był dla
mojego budżetu sporym wydatkiem. Nie żałuję go, bo służy mi dobrze od wielu lat i uprawa kiełków w niej jest o wiele wygodniejsza niż na talerzach pokrytych ligniną lub watą. Jest też mniej pitolenia

 się niż w uprawie "słoikowej". Biorę garść i hoop na kanapkę lub gdzie indziej :-). Przy wprowadzeniu kiełków do jadłospisu na stałe (nawet jeśli to stałe jest sezonowe ale coroczne), opłaca się w kiełkownicę zainwestować. 

3 komentarze:

  1. nie mogę tu wkleić zdjęcia, ale wejdź do domu pod lasem :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. byłam, zobaczyłam i ..... też takie chcem - najlepiej z dostawą do domciu, jak wspomniałam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam samozaparcia do kiełków, ale na punkcie zielonego nam świra. Codziennie wpierniczam groszek z marchewką z mrożonek z odrobiną beszamelu i oczywiście łyżeczką ziółek. No i szpinak z czosnkiem. Nie mogę się od tego uwolnić jeszcze od czasów chemii. A może to tylko organizm wie czego chce :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń