piątek, 12 lutego 2016

CZYTA SIĘ: "WOKÓŁ RAKA. PACJENT. RODZINA. OPIEKA MEDYCZNA."

Michael Wirsching, WOKÓŁ RAKA. PACJENT. RODZINA. OPIEKA MEDYCZNA, GWP, Gdańsk 1994, s. 232.

 Michael Wirsching przy współpracy Lutza Frölicha, Wernera Georga, Bettiny Haas, Floriana Hoffmanna, Jürgena Riehla, Guntera Schmidta, Petera Schmidta, Helma Sterlina i Barbary Wirsching napisał książkę o terapii systemowej rodzin, w których ktoś zachorował na raka.
Książkę przeczytałam z dużym zainteresowaniem i nie żałuję poświęconego na nią czasu, ale ... ; )
pierwszy rozdział ("Podstawowe założenia ujęcia systemowego chorób nowotworowych") czytało mi się bardzo ciężko. Trudno mi było śledzić tok myślowy autora, bo wielokrotnie musiałam się przebijać przez tak sformułowane zdania: "Indywiduacja relacyjna jawi się nam jako przesłanka i skutek koindywiduacji i koewolucji w obrębie odnośnego ekosystemu" (s. 16). W ten deseń napisany jest cały rozdział. Można go sobie odpuścić lub się przemęczyć, nie należy zaś rezygnować z czytania, bo dalej jest już o sprawach ludzkich po ludzku.
W następnym rozdziale autor na przykładzie konkretnej pacjentki stara się ukazać raka w aspekcie medycznym, psychologicznym i społecznym, w kolejnym zaś przedstawia różne sposoby reakcji na chorobę pacjentów i ich rodzin. 
M. Wirsching bardzo trafnie oddał emocje, jakie wywołuje rak u osoby nim dotkniętej: "Rak jest chorobą śmiertelną, dlatego wywołuje strach przed śmiercią. Choroba nowotworowa stawia pod znakiem zapytania nasze poczucie niezależności (autonomii), skazuje nas na bezradność. Rak sprawia, że ufność w dalszy rozwój jednostki ulega zachwianiu. Rodzi uczucia rezygnacji i braku nadziei. Strach przed śmiercią, bezradność i utrata nadziei wyczerpują wewnętrzną energię psychiczną (siłę "ja"), potrzebną do stawienia czoła problemowi (s. 43). Dokładnie tak. Sama bym tego lepiej nie ujęła.
Następnie autorzy przedstawiają swoją pracę z pacjentami, rodzinami ale także z personelem medycznym. A nie było im łatwo wprowadzać psychoterapię na "nieterapeutyczne" oddziały. Za bardzo słuszne uważam ich podejście: " Chcieliśmy doprowadzić do sytuacji, w której myślenie psychologiczne stawałoby się stałym elementem leczenia. Dla pacjentów i ich rodzin próbowaliśmy stać się łatwo dostępnym, zaufanym partnerem w rozmowie. Chcieliśmy możliwie wcześnie nawiązać trwałe kontakty w sprawach opieki poradnictwa. (...) Chcieliśmy upowszechnić wiedzę o tym, że lekarz powinien zawsze, a nie tylko w sytuacjach skrajnych, uwzględniać psychologiczną, rodzinną i społeczną sytuację chorego. (...) staraliśmy się zakorzenić w świadomości pracowników oddziału całościowy sposób widzenia problemów i postępowania z nimi" (ss. 89- 90).
Opisywane próby łączenia działań terapeutycznych z leczeniem chirurgicznym miały miejsce w niemieckiej klinice  już na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych (s. 42), tymczasem mnie w żadnym momencie leczenia nikt nie zaproponował jakiegokolwiek wsparcia terapeutycznego (ani psychiatry ani psychoterapeuty ani tym bardziej psychoonkologa) i jest to jedyny element, którego mi brakuje w moim CO.
 Zbulwersowało mnie opisane w książce podejście niektórych lekarzy do procesu leczenia. (... ) ordynator i jego pierwszy zastępca poświęcali dużo czasu pracy naukowej. Spośród wszystkich pracowników to oni odnosili się do pacjentów z największym dystansem. Głównym zadaniem, któremu podporządkowali pracę oddziału, było leczenie chemioterapeutyczne określonych form raka oskrzeli; służyć ono miało przedłużeniu czasu przeżycia, w którym nie pojawią się przerzuty. Niezwykle dokładnie badano też działania uboczne różnorodnych kombinacji lekarstw. W następnej kolejności próbowano stwierdzić, na jakich kryteriach medycznych można się oprzeć, aby podjąć decyzję przerwania terapii, uznania jej za nieskuteczną. Głównym celem działania lekarzy było więc doskonalenie leczenia przyszłych pacjentów, a lęki i obciążenia emocjonalne chorych ledwo dostrzegano, podporządkowując je wymogom leczenia. Normalnie gotuje się we mnie! Chociaż autorzy opisali to dość łagodnymi słowami, to moje skojarzenia (może dlatego, że to był niemiecki szpital) są bardzo jednoznaczne!
 Bardzo zainteresował mnie rozdział o psychosomatyce chronicznych bólów przy schorzeniach nowotworowych. Autorzy nie bali się również poruszyć tematu samobójstw wśród osób chorych onkologicznie. 
W tej książce, co nieczęsto się zdarza, nawet posłowie zawiera ważkie treści. Zaimponowała mi odwaga autora, który uważa, że należy brać też pod uwagę możliwość pozostania przy mechanizmach obronnych rodziny, stwierdza on: "Rzadko terapeuci decydują się na poinformowanie pacjentów, że zmiana w aktualnym momencie nie jest korzystnym posunięciem: nawet jeśli wiązałoby się to z dużym obciążeniem, należy unikać wspólnych rozmów o chorobie i strachu przed najgorszym. Należy zaakceptować skłonność do odsuwania lękotwórczych tematów, na przykład odwracając od nich uwagę poprzez intensywną pracę. Przestrzegać zasady: postępuj tak, jak przedtem (wykorzystuj znane sposoby zachowań, unikaj zmian)" (ss.221-222). 
Przyznam, że posłowie to chętnie przytoczyłabym w całości :-).
Kończąc, książka nie jest poradnikiem dla osób chorych onkologicznie, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby ją przeczytały. Dla mnie możliwość spojrzenia na tę tematykę z metapoziomu była na tyle cennym doświadczeniem, że chętnie rozejrzę się za świeższą literaturą przedmiotu.

 
Uwaga: wszystkie podkreślenia i pogrubienia tekstu pochodzą ode mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz