poniedziałek, 15 lutego 2016

ONKO: WIZYTA KONTROLNA

Byłam u onkologa. Kobitka dała mi trochę nadziei. Zastrzegła jednak, że niczego nie może obiecać ani tym bardziej zagwarantować. 
I problem nie w tym, że nadziei tylko troszeczkę ...
I nie w tym, że nie może obiecać ani zagwarantować ...
Problem największy w tym, że JA JUŻ CHOLERNIE BOJĘ SIĘ MIEĆ NADZIEJĘ...
Teraz najważniejszy będzie wynik tomografu. Umówiła mnie na expres, już na piątek...
Jestem wykończona. Fizycznie, bo wizyta w CO to całodniowa wyprawa. Ale przede wszystkim jestem przeorana psychicznie. Póki co postanowiłam się trzymać filozofii niezwyciężonej Kobiety Bohatera Związku Radzieckiego ( gdy wlazła na minę), tj.: Boże, Boże bardzo Ci dziękuję, że urwało mi nóżkę, wszak ... mogło mi upierdolić obie...
 

2 komentarze:

  1. bo to nie ma być nadzieja, tylko pewność. Będzie dobrze

    OdpowiedzUsuń
  2. Za ostatnie danie to bym Cie wyściskała :)))) Najpierw koniec świata, później 'no przecież jeszcze żyję' a dzisiaj od kontroli do kontroli i jakoś da się żyć. Czasem nawet bywa ciekawiej jak ongiś bywało ;))) A nadzieja? Po wuja mi nadzieja jak dzisiaj świeci słońce i nadal żyjemy. Ja już wybiegam zaledwie o tydzień do przodu a zazwyczaj trzy dni planowania mi wystarcza :)

    OdpowiedzUsuń