niedziela, 21 lutego 2016

ZACHCIANKI MAM

I to chyba bardzo dobry objaw jest :).
Od jakiegoś czasu jestem bardzo przygnębiona, smutna, wyssana z energii i czuję jak deprecha zaczyna mnie otulać swoim burym płaszczem : (.
A tu proszę, zaczyna mnie się zachciewać:
1. Kino - wybrać się na jakąś najdurniejszą z durnych komedię albo bardzo mcgayverowską sensację albo sf albo cokolwiek. Tylko nie na kreskówkę. Bo kreskówki to strasznie zdradliwe są i niebezpieczne. Gdy wszyscy się śmieją, to ja ... chlipię. Na "Epoce lodowcowej" wielce żal mi było tego biednego wiewióra, a po "Meridzie Walczącej" to już w ogóle postanowiłam, że nigdy więcej żadnych kreskówek!
I to jeszcze nie wszystko. Bo po kinie chcę koniecznie na piwo i niezdrową pizzę! W sumie to nie wiem, co niezdrowego jest w pizzy?
Nawet była nadzieja w piątek przy okazji wizyty w CO w Najbliższym Mieście Wojewódzkim na film o singlach ze Stuhrem Juniorem - uwielbiam obydwu. I teoretycznie sprzyjająca pogoda barowa okazała się przeszkodą: a) przemoknięta zaczęłam kichać (a leukusie jeszcze w nie najlepszej kondycyi), b) mogłyśmy pójść na seans o takiej godzinie, że zdążałyśmy tylko na ostatni PKS a tu młodzież ucząca wracająca do domów i mało przytulny noclegowo wiadukt kolejowy, gdybyśmy się na ten autobus nie załapały. I nici z seansu. A ostatni raz byłam w kinie z Sąsiadem już kilka lat temu... ech...
2. Opera lub operetka - ostatnio byłam jeszcze dawniej niż w kinie, bo kilka... naście lat temu, w Szczecinie jeszcze, na "Skrzypku na dachu".  Coś mnie się obiło o uszy, że w Dalszym Mieście Wojewódzkim wznowili "Upiora w operze". To byłaby cała wyprawa... Ale może warto pomyśleć... Zwłaszcza, że dostałam w prezencie cudną torebeczkę i może mi już rzęsy odrosną... Tak, w "takim wyjściu" najważniejsza jest odpowiednia torebka i wytuszowane rzęsy ;). A po jeszcze na lampeczkę wina...
3. Ta zachcianka to aż taka trochę ... wstydliwa jest ; ). Bo to chodzi o ..... wesołe miasteczko a dokładniej o ... karuzelę ;). Ale nie o taką z krzesełkami na łańcuchu ani jakimiś samolotami, bo pewnie i cała paczka nolpazy nie ukoiłaby mojego wychemizowanego żołądka. Tu chodzi o taką karuzelę z konikami, co one tylko tak w kółko i trochę do góry i trochę na dół i dalej w kółko... 
Nawet nie wiem czy jeszcze gdzieś istnieją wesołe miasteczka...
A potem na grzańca, bo to może być zimnawo o tej porze roku na tym koniku tak popierdalać...
 4. Jacuzzi - nie mylić z yakuzą, tam nie chcę, chociaż nawet mam jakieś tatuaże (ale malutkie). W sumie nie aż tak trudne do spełnienia, tylko nie wiem, czy w ogóle mnie wolno. Bo zwykłe masaże są zakazane niestety. Dysponuję zabudowanym strojem kąpielowym, więc nie krępowałoby mnie świecenie bliznami. Nie pogardziłabym też zwykłą bezbąbelkową wanną, byle duuużąąą z gorącą wodą i pianą, pianą, pienistą pianą, pieniącym puchem... A w tej pianie wygrzewające się moje biedne neuropatyczne nóżki  i obolałe mięśnie i popalone żyły. A w zdrętwiałej dłoni drinuś z parasoleczką...
No i chociaż ze dwie świeczki na wannie muszą być ;).
5. Fryzjer - ech, ech, ech, ech, ech - no chyba, że na mycie głowy się zapiszę ;). A czekając na swoją kolej ... jakaś kawka z ajerkoniaczkiem?

Hmm, marzenia jak marzenia... Tylko co mnie z tymi trunkami tak naszło, przecież ja właściwie w ogóle nie piję alkoholu...
 

1 komentarz:

  1. Ha ha, też nie piję alkoholu a poszłam po lampkę wina, bo tak dobrze się czytało :)))

    OdpowiedzUsuń