czwartek, 30 czerwca 2016

AKCJA ROBAL

Mój aktualny etap walki z rakiem to nudy są - staram się łykać graviolę w proszku - bleee, nastawiłam kurki na wódce, zażeram się prochami przeciwbólowymi i czekam na miejsce w szpitalu. Bo ta szybka terapia onkologiczna to wcale taka szybka nie jest. Miesiąc czekania bez dwóch dni.
Za to odrobaczanie moich kocic to dopiero było wyzwanie...
Po latach doświadczeń (doświadczenie 1*, doświadczenie 2**, doświadczenie 3***) mam wypracowaną strategię w miarę skuteczną.
* - zawijamy tabletę w najbardziej cuchnącą, aromatyczną znaczy się wędzoną makrelę i podrzucamy przed kotem, aby go sprowokować do polowania, następnie obserwujemy, jak makrela trafia do pyszczka i zostaje przełknięta, po czym tableta w niepojęty sposób wyskakuje z kociego gardła (często bokiem pyszczka) a makrela w nim pozostaje
** - pokruszoną tabletą posypujemy starannie wygrzebane z kociej suchej karmy najulubieńsze chrupiące paszteciki, wieczorem stwierdzamy, że środkowa i spodnia część chrupek zostały zeżarte a ta posypana tabletą spokojnie tkwi w miseczce i się z nas śmieje
*** - nawet mi się nie chce opisywać... 
A więc akcję robal zaczynamy z kilkudniowym wyprzedzeniem. Najsampierw ważymy kocice metodą "na wróbelka"****. Następnie zostawiamy futerkowce w świętym spokoju coby nie nabrały jakichś podejrzeń. 
**** - ważymy się, wynik starannie notujemy, wagę ustawiamy nieopodal okna, zaczajamy się na kocicę, tuli tuli, głasku głasku i cap na ręce, że kociątku wróbelki przez okno chcemy pokazać, podchodzimy do okna (z kotem w garści) i stajemy na wadze, zapamiętujemy wynik, kota wypuszczamy, od wyniku odejmujemy naszą wagę i już wiemy ile waży kot, powtórzyć z następnym i każdym kolejnym posiadanym egzemplarzem 
W dniu zero w domowym zaciszu odmierzamy dawkę leku stosownie do wagi zwierzaka, rozpuszczamy w jak najmniejszej ilości wody i umieszczamy w strzykawce (plastikowy zakraplacz też byłby niegłupi). Wyruszamy do ogrodu na poszukiwanie kocicy, absolutnie nie myśląc o tym, co będziemy robić - jeśli pomyślimy choć przez ułamek ułamka sekundy, kocice telepatycznie to wyłapią i znikną na czas niezbędny do przeterminowania się przygotowanej mikstury. 
Po zauważeniu mruczanduły, spadamy na nią błyskawicznie unieruchamiając kocicę między udami - dzięki temu mamy wolne ręce do wciskania zawiesiny do kociego pycholka. Radzimy sobie, jak możemy. Jakieś 3/4 płynu wewnątrz kota = wielki sukces, 1/2 to też dobry rezultat. Dzierżąc w dłoni pustą strzykawkę, upaćkani na żółto, puszczamy kota i możemy iść się kąpać (znaczy się po ostatniej kocicy, której musimy zaaplikować lekarstwo).
Kocice umyją się same.

P.s. Już kilku wetów proponowało mi wrzucanie tabletek głęboko w kocie gardziołka. Podobno to skuteczne. Jednak biorąc pod uwagę wielkość tych tabletek, wolę kocice ufajdolone na żółto niż kocice uduszone... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz