piątek, 8 kwietnia 2016

DZIEJE SIĘ: KINO KONESERA

Moim zwyczajem udaję się przed seansem do ekspozytora w holu i biorę ulotki z aktualnym repertuarem. Rozdaję pozostałym. Mościmy się w fotelach i studiujemy.
Ja: I co, jest jeszcze coś do obejrzenia w kwietniu?
E: Nie, cienizna. Z tego wszystkiego to najwyżej "Kung-fu panda", no ewentualnie jeszcze coś o Barbie dla ciebie ; (
Kończą się reklamy.
Gasną światła.
Seans.
Koniec filmu. Pojedyncze oklaski.
Zapalają się światła.
Ja do Reszty: Wiecie co? Kurwa, żadnych więcej Szawłów*, zakonnic** i Pokojów*** !!! Następnym razem jedziemy na "Kung-fu panda" !!!
B: Ale...
Ja: Nie ma ale, "Kung-fu panda" !
E: "Kung-fu panda" ! 

* Syn Szawła (reż. László Nemes), cała widownia oglądała film w absolutnej ciszy i w absolutnej ciszy wszyscy wyszli z sali, nie byliśmy w stanie o nim rozmawiać, "telepało" mnie ze dwa tygodnie, żaden inny obraz mną tak nie wstrząsnął, jak ten ukazujący fragment z życia węgierskiego Żyda, oddelegowanego do "pracy" w Sonderkommando...
** Niewinne (reż. Anne Fontaine), inne oblicze wojny a raczej wyzwolenia. Zupełnie nie rozumiem protestów i zapewnień, że "nie, nie u sióstr benedyktynek to się nie zdarzyło", co to za różnica, gdzie to się zdarzyło? Zakonnice były ofiarami i przeżyły straszliwą traumę. Dla mnie reakcja może być tylko jedna, potępienie (jeśli nie ma możliwości ukarać) sprawców, a nie "nie, nie, och to nie u nas" i "na film nie idę, bo taki afuj ale o filmie wszystko wiem i opowiem ku przestrodze". 
*** Pokój (reż. Lenny Abrahamson), niesamowite dla mnie było ukazanie "Świata" po wyjściu z "Pokoju". No bo o ile łatwiej byłoby film zakończyć w momencie podejścia odnalezionej matki do radiowozu, w którym bezpiecznie czeka na nią Jack. Ale film jest wielki właśnie dlatego, że na tym momencie się nie zakończył... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz