wtorek, 30 sierpnia 2016

ONKO: WSPOMAGANIE

Podczas pierwszej chemii byłam kryształowa. Nawet gdy chciałam połknąć magnez pytałam onkologa o zgodę. No i podpisałam wszak oświadczenie, że nie będę stosować żadnych własnych środków. Uzyskałam odpowiedź na chemioterapeutyki - zaatakowane węzły chłonne się zmniejszyły. Była ona jednak krótkotrwała, szybko straciłam, to co zyskałam, pojawiły się też nowe guzy a w bonusie otrzymałam jeszcze dotkliwy ból.
Postanowiłam zmienić podejście.
Miałam możliwość skorzystać z konsultacji u niemieckiego lekarza stosującego holistyczne podejście do leczenia. I skorzystałam. Mnie samej chodziło o zdobycie leku Iscador (ewentualnie Helixor) oraz informacji o jego bezpiecznym stosowaniu. Otrzymałam książeczki o tych lekach.
Lekarz, po przeanalizowaniu mojej dokumentacji, miał jednak inny pomysł. Zaproponował następujące produkty (podaję z zaleconym dla mnie dawkowaniem):
1) witamina C  dożylnie - 7,5 g 1 x tydzień
2) resweratrol - 3 x 1 ( po 500 mg)
3) selen - 0,1 mg dziennie
4) kurkuma - 2,5 g dziennie (3 x 500 g)
5) Horvi C 33 - 3 x 8 kropli  

Najważniejsze na tej konsultacji było jednak pytanie Lekarza: "Gdzie widzę siebie za 10 lat?". Oczy zrobiły mi się jak spodki, jak to gdzie siebie widzę za 10 lat? mam zaawansowanego raka, to gdzie się mam widzieć? I już prawie odpowiedziałam, że "w trumnie". Ale ugryzłam się w język, zarzuciłam dumnie kilkoma włosami, które mi zostały i odpowiedziałam, że za dziesięć lat widzę siebie, jak siedzę z długimi włosami przy moim sosnowym sekretarzyku w mojej wiejskiej chałupce i piszę do niego list po niemiecku, którego to języka zdążę się do tego czasu nauczyć, z podziękowaniami, że zadał mi to pytanie :-)
 
Przy drugim wlewie powiedziałam mojej onkolog, że zamierzam spróbować. Odpowiedziała, że nie jest zachwycona, ale, że sama nie wie, co by zrobiła na moim miejscu. Umówiłyśmy się, że odczekam kilka dni po wlewie, żeby umieć odróżnić, czy moje ewentualne złe samopoczucie wynika z chemii czy z moich wspomagaczy i że będę je wprowadzać powoli.
Tak też zrobiłam. Stosuję je jednak trochę inaczej, tzn. biorę dwa razy dziennie a nie trzy. Jest mi tak wygodniej i jest to zgodne z zaleceniami na opakowaniach tych leków i wystarczą mi do następnej partii, która dotrze do mnie z Niemiec - uznałam, że lepsze trochę niższe dawki, ale ciągle podawane niż zrobienie przerwy. Kurkumę stosuję po swojemu - tzn. daję ją do wszystkiego zmieszaną z pieprzem i papryką, nie sprawdzam gramatury, a selen, który kupuję w Polsce wybrałam z dodatkiem cynku - zapobiega to niszczeniu paznokci, co może się przytrafić przy wysokich dawkach selenu. Biorę też dodatkowo - jak mi się przypomni - cerutin lub coś innego z wit.c.
Kiedy zaczęłam brać, nie widziałam żadnych zmian. Nie było ani lepiej ani gorzej. Zmiany poczułam jednak po kolejnej chemii.
Przy dwóch wcześniejszych wlewach zaczynałam puszczać pawie już w połowie drogi do domu (pomimo podanych dożylnie środków przeciwwymiotnych). Spędzałam trzy - cztery pierwsze dni w objęciach pana sedesa, tabletki przeciwwymiotne nie pomagały, bo pierwsze lądowały za burtą a śmierć wydawała mi się całkiem rozsądnym rozwiązaniem. 
Tym razem strasznie się zamartwiałam, bo musiałam wracać do domu publicznym transportem, więc błagałam Opatrzność tylko nie w busie, tylko nie w busie, jak już wysiądę, to mogę pierwszy rów melioracyjny wypełnić cały, ale tylko nie w busie
Udało się! Żadnych cofek! Ani w busie, ani w domciu. Na drugi dzień zwymiotowałam raz, wieczorem, ale wcześniej z radości nażarłam się śliwek, ze skórkami, a co, więc poniekąd należało mnie się :-) Owszem, odczuwałam lekkie mdłości - ale niebo a ziemia!
Zauważyłam też, że szybciej "podniosłam się" niż po poprzednich chemiach. Jutro minie tydzień od wlewu a ja jeszcze ani razu nie musiałam "walczyć o tlen" - czyt. przy najmniejszym wysiłku zaczynasz dyszeć, łapać powietrze jak ryba, wiesz, że oddychasz (nie dusisz się, nie kaszlesz), ale masz wrażenie, że w powietrzu nie ma tlenu, jest ci słabo i myślisz, że schodzisz...
Jestem więc pewna, że te leki łagodzą skutki samej chemioterapii.
Czy wspomagają ją w ukatrupianiu zdegenerowanych komórek? Nie wiem. Nie ośmielę się napisać, że są onkostatyczne, a co dopiero onkotoksyczne. 
Bardzo chciałabym, żeby tak było... bardzo, bardzo...
Na co nie pomaga - na pewno nie łagodzi mi samych buchów, które po każdej chemii są częstsze i jeszcze bardziej niż zwykle dokuczliwe.
Nieśmiało też dodam, że od wczoraj zmniejszyły się dolegliwości bólowe (to temat na dłuższy wpis, no i nie chce zapeszyć, bo co się ostatnie miesiące nacierpiałam to moje). To chyba jednak bardziej zasługa chemii, a mam też nadzieję, że pośredni dowód na zmniejszanie się guzów.
Będę brać dalej i obserwować, co z tego wyniknie. Oczywiście nie są to żadne wiarygodne badania. Żeby takie były należałoby każdy z nich spróbować oddzielnie, z podwójnie ślepą próbą itd. No i trzeba byłoby mieć na to z 7 żyć, a ja tylu nie mam. Będę opisywać moje doświadczenia. Jeśli leki będą pomocne, oby! oby! dowiedzą się inni i będą mogli spróbować. Jeśli będą psu na budę - inni będą wiedzieli na co nie wyrzucać pieniędzy. Decyzję jednak każdy musi podjąć sam, oby zawsze była ona najlepsza dla zdrowia.

5 komentarzy:

  1. Ooo! Onkokoleżanka :))) Będę zaglądać :)

    Co do magnezu - próbowałaś przyjmować go zewnętrznie?
    http://www.akademiawitalnosci.pl/jak-tanio-i-skutecznie-uzupelnic-w-organizmie-magnez-robiac-z-niego-dezodorant-za-2-zl/
    Tu troszkę o nim jest. Staram się ograniczać łykanie piguł to i takie coś znalazłam :)

    Na mdłości polecam imbir. Dużo imbiru, dodawanego do wszystkiego niemal. Nawet wodę z imbirem piłam ;

    Tulam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko onko-koleżanka, ale też kociomiłośniczko- i zwierzakoratowniczko ;), a i nad krzyzykami zdarza mi się zasiedzieć - hm, no właśnie, chyba pora zacząć dłubać kociokrzyżykowe kartki bożonarodzeniowe ;)
      Dzięki za podpowiedź z magnezem, chętnie zmajstruję sobie taki dezodorant, zwłaszcza, że mam całe pudełko chlorku magnezu i od dawna zastanawiałam się czym zastąpić te sklepowe :-)))

      Usuń
  2. Odpowiem wiecej, jak tylko sie podniose po ostastnim tankowaniu chemikaliow.. buziolki

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do imbiru to potwierdzam. Ten mielony pięknie powstrzymuje wymioty nawet przy chorobie lokomocyjnej. A ja ostatnio bardzo lubię napój ze świeżego imbiru z miodem miętą i cytryną. Nie dość że odświeża, to ponoć pomaga. Wody nie potrafię kubkami pić, po połowie kubka mam wrażenie jakbym się miała utopić.
    Tak mocno zaciskam kciuki za Ciebie....

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziewczyny, dziękuję za informacje :-) Surowego imbiru niestety organicznie nie znoszę, ale skoro pomaga też ten mielony, to chętnie wypróbuję - ja tez preferuję metody naturalne, gdzie się da...

    OdpowiedzUsuń