środa, 20 stycznia 2016

ZIMOWY HAJ LEŚNY :-)

Jedyne haje, jakie mnie się ostatnimi miesiącami zdarzały, to takie taxolowo-karboplatynowe. Po nich musiałam z tydzień każdą komórkę mózgową na miejsce ustawiać i jeszcze jej zwichrowaną cytoplazmę wygładzać, a i tak coś słabiutko, oj słabiutko iskrzyły. Prawdę mówiąc, to ledwiuśko zipkały.
Leśne haje są oczywiście zupełnie inne - budujące, energetyzujące, uszczęśliwiające. Aż masz ochotę z poczucia mocy jako Tarzan walić piąchami o klatę - no dobra, nie wiem czy wszyscy mają ochotę - ja mam :-).
Doświadczałam już hajów leśnych:
a) wiosennych - kiedy listki takie młode
b)letnich - ciężkich, upalnych, zakurzonych lub przeciwnie przedeszczowionej świeżości 
c) jesiennych  - różnobarwnoliściastych gałęzi przesyconych promieniami słonecznymi
 ale zimowy - to pierwszy raz. Zimowego lasu dopiero się uczę, podziwiam, zdeptuję, macam, wdycham...
Nie miałam okazji szwendolić się po śnieżnym lesie - wracałam po pracy, ciemno się robiło, w piecu  palić a nie po lesie mi biegać.
A teraz biegam. Im więcej chemikaliów we mnie wleją, im więcej wysiłku muszę włożyć w zwleczenie się z łóżka, im więcej przerw na odpoczynek muszę zrobić między ubieraniem jednej skarpetki a drugiej, tym więcej siły dostaję od lasu. A kiedy wrócę do domku, to jakoś tak z podładowanym akumulatorem. Owszem, żyła dalej tak napieprza, że nawet dotyk rękawa ją uraża, w klatce ciężar, że oddech biorę na raty, i inne jeszcze atrakcje, a jednak jakoś tak radośniej.
Dziś też najpierw napatrzyłam się na to moje "lasisko" kochane.
Widok z mojego okna w kuchni. Ciut zamazany - szyby dawno nie myte :(

 Zabrałam małe wiadereczko - wiadomo zima, to mało grzybów się uzbiera ; ) - i polazłam. 
A w lesie .... 





















cudnie, chociaż dzisiaj trochę ponuro, bosko i ... wychowawczo... 
Naszła mnie jedna myśl nieodpowiednia i Duch Lasu zaraz mi ją wybił z głowy i jeszcze pokory nauczył. Drzewo, obok którego przechodziłam wtedy, gdy owa myśl nieprawomyślna w głowie mi kiełkowała, podsunęło mi pod nogi suchą gałąź śniegiem ukrytą. Lecąc już, pełna buty, zdążyłam jeszcze stwierdzić: "Nic to, w mięciuteńkim puchu wyląduję, nawet milutko i orzeźwiająco będzie" (bo właśnie klimakteryjny buch mnie dopadł). A tu drzewo drugą gałąź suchą podetknęło, prosto pod lądujące kolano. Należało mi się, więc grzecznie ze spuszczoną głową idę teraz maść choinkową gotować na potłuczenia dzisiejsze wedle niniejszego przepisu:

4 komentarze:

  1. Piękny widok z okna. Zazdroszczę. Też bym sobie pospacerowala po takim lesie. I niech niedobre myśli do głowy nie wpadają. Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie polecam wycieczkę do zimowego lasu. Warto. Także cieplutko pozdrawiam :-)

      Usuń
  2. Ja miałem truskawkowe... Truskawki w każdej postaci :)))

    PNW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mhmmm, ale mi narobiłeś apetytu, lecę po sok do piwnicy... Truskawki 4xtak, a nawet 5x tak :-))) W tym roku planuję powiększyć areał, tylko muszę się rozejrzeć za jakąś ciekawą odmianą...

      Usuń