poniedziałek, 26 października 2015

ONKO: TO SŁOWO

Rozmowa telefoniczna:

Ja: Hej Mam, muszę się z Tobą na wszelki wypadek pożegnać..
Mama: (z wyczuwalnym napięciem w głosie) ... Czemu?
Ja: Bo byłam na grzybach. Ja uważam, że zjadłam kołpaczki w śmietanie, a co to było faktycznie, to się okaże jak Sanepid próbki zbada... :-)
(wręcz słyszę jak po drugiej stronie słuchawki schodzi powietrze :-) i zaczynamy żartować i wspominać zabawne rodzinne historie grzybiarskie)
Mama: (śmieje się) No właśnie, jeszcze umrzesz od jakiś grzybów a nie (zamiera na dłuższą chwilę, w końcu wykrztusza) na twoją (znów przerwa) poważną chorobę...
Ja: Mam, ta choroba nazywa się rak.

Rak. Słowo, które wielu nawet z największym trudem nie przeczołguje się przez gardło. No bo i jak o TAKIEJ chorobie rozmawiać. Trudne dla obydwu stron.
Pamiętam, jak na raka umierał mój dziadek. Prawie 25 lat temu. Umierał "w wielkiej tajemnicy", cała rodzina paranoicznie dbała, aby nigdy nie usłyszał TEGO słowa. Z lekarzami rozmawiało się szeptem. Dziadek udawał zaś, że nie wie na co choruje, ale po brzózkach hubę zbierał i naftę popijał. Temat jednak praktycznie do końca nie istniał. Raz tylko jeden jedyny, gdy któraś z jego córek udręczona 24 godzinną opieką nad bardzo już zależnym chorym wykrzyczała ojcu domagającemu się następnej porcji syropku: "Wiesz, co ty dostajesz?? Wiesz, co ty masz???" Ale nie powiedziała, że dostaje morfinę, nie powiedziała, że ma raka. Te dwa pytania wisiały sobie bardzo długo w powietrzu, wolno się rozpływały razem ze strachem z twarzy pozostałych córek. I nie wiem, strachem bardziej, że w końcu się dowie (jakby nie wiedział), czy bardziej, że te trzy głoski zostaną wykrzyczane - i wielka ich ulga, że granica nie została przekroczona, tabu nie zostało złamane.

Jak więc rozmawiać o raku? Doświadczyłam, że najzdrowiej dla relacji, gdy rozmawia się otwarcie. Pierwsza taka rozmowa bywa cholernie trudna i to dla obydwu stron. Mnie jest już chyba łatwiej, bo tych pierwszych rozmów było już sporo. Szanuję czyjeś opory (często przecież nie wiem, jaką ma "rakową przeszłość"- czy ktoś z bliskich chorował, jak wtedy funkcjonował, itp) i daję czas na ten specyficzny, badawczy "taniec dookoła tematowy". Jednak nie chcę wpełzać w jakąś fikcję i bagienko niedopowiedzeń, szeptanek i zaprzeczanek. Mówię wprost: "Widzę, że jest ci trudno; widzę, że starasz się nie rozmawiać o mojej chorobie, bo masz różne obawy. Fakt jest taki, że mam raka. Nie jest to niczyja wina i nie zranisz mnie, gdy powiesz to słowo. Jest mi z ty trudno i też się wielu rzeczy boję, dlatego mogę czasem coś chlapnąć czy się poryczeć ale rozumiem, że tobie też się może zdarzyć. Ważniejsze dla mnie, żebyśmy byli autentyczni, niż super poprawni, nie udawajmy i spróbujmy nie uciekać".
Oczywiście nie są to zawsze dokładnie te same, wykute na blachę słowa - chodzi o ich sens.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz