sobota, 31 grudnia 2016

OKOŁOŚWIĄTECZNIE

Wigilię spędziłam z rodziną. I w tym, i w ubiegłym roku zjechaliśmy się prawie wszyscy. Było to dla mnie bardzo wzruszające przeżycie. Jednym z niewielu "pożytków" z mojego raka jest to, że chyba wszyscy uświadomiliśmy sobie, że każdego roku przy świątecznym stole może kogoś zabraknąć, że każdego roku dla kogoś może to być ostatnia wieczerza... 
Wróciliśmy do tradycji spotkań całej rodziny i drugi rok z rzędu zorganizowaliśmy "dużą", wspólną Wigilię. Jestem bardzo wdzięczna moim bliskim za wysiłek, jaki włożyli, żeby wszystko przygotować. Niektórzy przyjechali z końca Europy tylko na dwa dni. 
Zaczęliśmy o osiemnastej a skończyliśmy po pierwszej :-).
Pierwszą godzinkę dałam radę wysiedzieć grzecznie na krześle, potem na 2-3 godziny poszłam do pokoju na górę, położyłam się do łóżka, stękałam i jęczałam do woli nie przeszkadzając zbytnio innym moimi odgłosami (mam przynajmniej taką nadzieję). A gdy dragi zaczęły porządniej działać zeszłam na dół i uczestniczyłam dalej w spotkaniu leżąc przy stole na kanapie  i ciesząc się z obecności moich bliskich. Bo nie konwenase są najważniejsze, ale właśnie wspólne przebywanie.
 Poza tym u mnie:
1. Ból
Jest doświadczeniem, które praktycznie bezustannie towarzyszy mi od wielu miesięcy. Nie potrafię się do niego przyzwyczaić. I jest coraz silniejszy...
Od dwóch tygodni mam zwiększoną o 100% dawkę oksykodonu, do tego ketonal i morfina. Nie wierzyłam, że mając dostęp do tak silnych leków przeciwbólowych można wyć z bólu. Otóż można. 
Dwa dni temu nic nie pomagało, dokładałam co godzina i nic. Czekałam aż coś zacznie działać i leżałam w łóżku pojękując i cichutko stękając. Tak mnie się wydawało, ale tylko wydawało. W rzeczywistości musiałam nieźle zawodzić, skoro w środku nocy przybiegła sąsiadka z pytaniem, czy nie wezwać mi karetki....
Teraz  też czekam, żeby różowa pigułeczka zadziałała...
Często staję przed wyborem: przytomność i średni ból lub brak bólu za cenę takiego naćpania, że śpię. Przytulam się do termoforku lub stoję pod natryskiem i polewam napierdalające gnaty gorącą wodą.
2.Praca
Obok moich kocic jedyna radość jaka mi została. Dlatego maniakalnie próbuję pracować. Ale od połowy listopada większość czasu jestem na zwolnieniu lub urlopie. Nie daję rady. Mam świadomość, że jeśli nie uda się jakoś zapanować nad bólem, to będę musiała zrezygnować...
3. Katastrofa budowlana
Zawalił mnie się płot. No nie cały, tylko dwa przęsła. Starowinek był, to i uległ szalejącej Barbarze. Póki co tak przymarzł do ziemi, że nie  mam siły go podnieść, to i leży i czeka na wiosnę...
Idę się położyć, nie wytrzymam dłużej siedzieć...

 

8 komentarzy:

  1. Życzę w nowym roku ,aby nie było bólu, to jest teraz najważniejsze, wiem ,że wszystko inne jest nieważne,wspieram myślami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dla mnie to najpiękniejsze życzenia :). Ja zaś życzę - i pewnie nudna z tym będę - ZDROWIA. Bo gdy ono jest, to wszystko jest :).

      Usuń
  2. Zdrówka i ukojenia w cierpieniu kochana... Moje ciepłe myśli, są skierowane w Twoim kierunku...
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię sobie wyobrażać Twój domek i jego okolice. Pozdrawiam i ściskam Ciebie mocno :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, biorąc pod uwagę stopień zapuszczenia chałupki, do jakiego ostatnio doprowadziłam, to z pewnością o niebo lepiej prezentuje się w wyobrażeniach niż rzeczywistości ... ;), jednak przyznaję, okolica jest piękna i nawet - 20 C tego nie zmieni :). Buziaczki :)

      Usuń
  4. Wszystkiego co najpiękniejsze i najlepsze dla Ciebie, bo szkoda czasu na pierdoły. I żeby bolało mniej i tak po ludzku, jak czasem głowa boli od nadmiaru wrażeń. Niech MOC będzie z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie. Też uważam, że czas na ból, to czas zmarnowany! Oby do wiosny i pierwszych boćków. Uściski serdeczne :)

      Usuń